I odcinek trasy wozu: Dar Es Salaam – Moshi

Pierwszy odcinek trasy: Dar – Moshi.
To był długi tydzień między 9 a 16 września, podczas którego odwiedziliśmy kilkanaście  urzędów. Ogromnym wsparciem służył nam Insp. Kimaro, oddelegowany przez Komisarza Głównego straży, Gen Musangę, do wyciagnięcia samochodu z portu.
Każdy kolejny dzień przynosił kolejne zmiany, mniejsze lub większe kłopoty, wyjaśnienia, uzupełnienia. Każdego dnia słyszeliśmy, że jednak reszta zostanie załatwiona „jutro”.
Połączenie planów, oczekiwań, pomysłów z lokalnymi realiami i przy współpracy z miejscową społecznością bywa dość nieprzewidywalne. Wie o tym Daniel, Agnieszka i po raz kolejny przekonał się o tym… Kuba.
Zanim wóz strażacki zostanie wydany z portu, dokumenty przechodzą przez co najmniej 7 urzędów/instytucji, z czego do części z nich kilkukrotnie wracają. To proces wielodniowy, drobiazgowy, gdzie weryfikowane są najdrobniejsze literówki czy dane wyrażone w cyfrach.
Gdy sprawa dotyczy kwestii międzynarodowych, resortowych lub o wysokiej wartości, robi się jeszcze bardziej skrupulatnie. A nasz projekt jest kombinacją wszystkich trzech cech 😁
Tu nie ma drogi na skróty.
Prawie 4 godziny, mając komplet odpowiednich dokumentów, z pomocą wyjątkowej Ani, właścicielki Solidarity Cars – kupowaliśmy najzwyklejsze obowiązkowe ubezpieczenie OC dla wozu, aby móc zgodnie z prawem poruszać się po tanzańskich drogach.
Ostateczną godziną odbioru auta miał być czwartek wieczór 16 września. Czekaliśmy w komplecie – ubrani i spakowani  – aż do późnych godzin wieczornych. Przed 22 okazało się, że skarbnik portowy wyszedł do domu (port działa 24h na dobę) i nie ma u kogo uiścić opłat portowych…
Tym samym zostaliśmy zmuszeni, by poprosić b. Franciszkanów  u których mieszkamy w Dar, o dodatkową noc.

Zgodnie z przekazaną poprzedniego wieczoru informacją, o 8 rano zwarci i gotowi czekaliśmy blisko portu. Procedury – uznane za kompletne dzień wcześniej,  zakończyły się o…. 15.20 popołudniu.

Samochód wyjechał z portu na drogę!
W perspektywie była jeszcze wizyta na pobliskiej Komendzie celem pokazania odebranego wozu strażakom, a następnie jeszcze tylko 3-4 godzinny korek przez całe, ponad 6-milionowe, miasto i jesteśmy w trasie do Butiamy.
Wyjazd szacowany był na wstępnie na 21.00 i jazdę całą noc, gdyż nad ranem około 11.00 musieliśmy być w zupełnie innym miejscu ( o czym później).

Ekipa gotowa do startu przy samochodzie, od lewej: Jakub Walkowiak, Agnieszka Kuźma – Zywert, Josephat Petro, Andrzej Cebernik, Daniel Hinc, Jarosław Stachowiak, Roman Wasik.

 
Są jednak takie zrządzenia losu, które towarzyszą nam w tej podróży, które sprawiają, że otwieramy oczy ze zdumienia i wrażenia.
Aby ułatwić nam podróż – uwiarygodnić przed lokalnymi służbami, usprawnić komunikację na punktach kontrolnych przez cały kraj, wesprzeć na odcinkach przez miejscowości – otrzymaliśmy na czas przejazdu towarzysza podróży – Josephat’a.
Z Komendy Głównej oddelegowano nam do eskorty doświadczonego kierowcę, strażaka  – żołnierza, gdy tutaj jest to format specjalistycznej służby wojskowej. Dzięki jego wyjątkowym umiejętnościom za kierownicą, opanowaniu, znajomości przepisów, a właściwie bardziej znajomości lokalnego stylu jazdy, który z przepisami nie ma wiele wspólnego, udało się w 40 minut przejechać miasto uwzględniając wizytę na Komendzie, by pokazać auto i podziękować.
W wyjątkowym stylu – z kompletem oświetlenia i sygnałów dźwiękowych, opuszczaliśmy Dar Es Salaam w akompaniamencie zdziwionych i zafascynowanych spojrzeń mieszkańców. Szczególnie młodzieży i dzieci. Dopiero po dwóch godzinach zakorkowane obrzeża miasta zelżały i Josephat podjął decyzję o wyłączeniu sygnalizacji dźwiękowej.
Pierwszy odcinek trasy obejmował Dar Es Salaam  – Moshi, do którego dotarliśmy przed 4 nad ranem, a po 3 godzinach snu ruszyliśmy dalej.
Kolejny dzień w następnym wpisie.